🐳 Rezerwat Pandy Wielkiej W Syczuanie

Pandy uratowane przed trzęsieniem ziemi. 14 maja 2008, 15:54 | Nauki przyrodnicze. Osiemdziesięciu sześciu pandom wielkim ( Ailuropoda melanoleuca) ze słynnego chińskiego Rezerwatu Natury Wolong nic się nie stało. Na szczęście nie ucierpiały wskutek trzęsienia ziemi, które ostatnio nawiedziło prowincję Syczuan, bo zostały w porę
Syczuan to kolejny przystanek podczas naszej podróży po Chinach. Do Chengdu dojeżdżamy pociągiem z Xi’an. Zresztą podróżowanie pociągiem po Chinach to materiał na osobny wpis. Ciekawe przeżycia. Do Chengdu przyjechaliśmy tak naprawdę z kilku powodów: odwiedzić rezerwat pandy wielkiej, zobaczyć posąg wielkiego Buddy w Leshan oraz wspiąć się na górę Emei Shan. My swoje, a życie swoje. Naszych planów niestety nie udało się do końca zrealizować. Gdzieś między Xi’an a Chengdu dopadła nas chińska grypa i rozłożyła przynajmniej połowę naszej ekipy. Zamiast podziwiać klasztory utknęliśmy w mieście, w którym nie tylko towarzyszył nam smog, ale i nieustannie padający deszcz. Zdecydowanie opuściły nas humory, choć ostatecznie udało nam się odkryć w Chengdu kilka ciekawych miejsc. Rezerwat pandy wielkiej Wielkie biało-czarne misie to jeden z głównych powodów, dla których turyści przyjeżdżają do Chengdu. Sam rezerwat znajduje się kilka kilometrów od miasta – można tam dojechać autobusem miejskim ze stacji Xinnanmen, ale o ile nie dostosowali sensowniej rozkładu jazdy to możecie spóźnić się na poranne karmienie zwierząt, czyli czas kiedy są najbardziej aktywne. Warto rozważyć wykupienie zorganizowanej wycieczki – my skusiliśmy się właśnie na taką opcję i zarezerwowaliśmy taką krótką wyprawę w naszym hostelu. Kierowca zawiózł nas samochodem do rezerwatu, towarzyszył nam podczas zwiedzania, a potem odwiózł z powrotem do hostelu. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Chińczycy nie są najlepszymi kierowcami i zobaczyliśmy, jak wyglądają obrzeża miasta. Niezły kontrast w porównaniu do świecących neonów i nowoczesnych centr handlowych w Chengdu. Jak już wspominałam do rezerwatu najlepiej wybrać się w godzinach porannych, tak żeby załapać się na śniadanie. Śniadanie dla pand oczywiście. Wtedy wykazują one najwięcej werwy, co przejawia się leniwym przetoczeniem z domku na platformę i entuzjastyczne zajadanie bambusów ku radości obserwujących ich turystów. Po spożyciu solidnej porcji bambusa część pand zapada w sen, młodsze nawet nieco podokazują, co wywołuje głośne ochy i achy wśród zgromadzonych tłumów. To oczywiście bardzo chętnie odwiedzana atrakcja, przybywa tu mnóstwo turystów, głównie zresztą Chińczyków. Choć w tłumie można spotkać też zagranicznych wycieczkowiczów. Dobra, my też wydawaliśmy te ochy i achy, bo pandy to niesamowicie rozkoszne zwierzęta. Na terenie rezerwatu można też spotkać zdecydowanie mniejsze pandy czerwone, które wywołują już nieco mniej zachwytu niż więksi bracia. Działa też tutaj całe centrum badawcze, bo choć można przyjechać tu by podziwiać pandy to misja tego miejsca jest nieco szersza. Głównym zadaniem pracowników rezerwatu jest ochrona gatunku – mówiąc wprost czuwają nad rozmnażaniem pand. A że misie są raczej rozleniwione to trzeba im w tym procesie nieco pomóc. Miłosne zaloty mają miejsce wiosną, a jeśli będą owocne to jesienią można zobaczyć ich efekt, czyli malutkie pandy. Nam się udało zobaczyć trzy maluchy, czyli pracownicy dobrze wykonują swoją robotę. Przygotowują oni też pandy do życia – ćwiczą z nimi, wykonują różne zadania. Część misiów trafia potem do ogrodów zoologicznych na całym świecie (ostatnio dwie pandy pojechały do ZOO w Ahtari w Finlandii), a część trafia do swojego naturalnego środowiska. Taka wycieczka nie zajmie Wam więcej niż pół dnia, ale warto się tu wybrać. Nie jest to może atrakcja na miarę Wielkiego Muru Chińskiego, ale w końcu panda jest poniekąd symbolem Chin, więc dlaczego nie? Zwiedzamy Chengdu Chińska grypa zmusiła nas do zmiany planów i zamiast jechać do Emei Shan oraz Leshan utknęliśmy w Chengdu. A miasto zupełnie nie chciało nam się pokazać z najlepszej strony. Lało, gęste chmury wisiały nisko nad miastem, do tego smog i zaduch. Samo centrum miasta nie zrobiło na nas większego wrażenia – zabetonowane, obwieszone święcącymi neonami, wypełnione centrami handlowymi. Nie takie Chiny chcieliśmy oglądać. Ale za to odkryliśmy kuchnię syczuańską. Tak, właśnie tą słynącą ze swojej pikantności. Powiedzenie, że jedzenie w Chengdu wyciska łzy z oczu to niedomówienie. Osobiście nie jestem fanką ostrego jedzenia, więc dla mnie były to trudne chwile. Pozostali członkowie naszej ekipy namiętnie pałaszowali kolejne dania, głównie z ostrymi papryczkami. Ze łzami w oczach, ale się zajadali. Jeśli jesteście w Syczuanie to przynajmniej raz musicie takiego lokalnego jedzenia spróbować, bo żadne słowa nie oddadzą ich pikanterii. Gorąco polecamy wieprzowinę w pikantnym sosie z czerwonymi papryczkami. Na szczęście dla mnie Syczuan słynie też z czegoś innego. Tuż za rogiem, kilka kroków od naszego hostelu odkryliśmy bardzo sympatyczną knajpkę, w której można było zjeść hot-pot’a. Dostajesz garnek z wrzącymi wywarami: pikantnym (a jakże) oraz nieco delikatniejszym, a potem zanurzasz w nich patyczki, na które wcześniej nadziane zostały różne przysmaki: mięso, warzywa, tofu i inne, mniej zidentyfikowane smakołyki. Polecam! Po kilku dniach Chengdu nam odpuściło i w końcu wyszło słońce. Udało nam się wybrać na spacer i nawet odkryć kilka całkiem uroczych miejsc po drodze. A zwieńczeniem tego dnia było znalezienie lokalnego targu, na którym można było kupić dosłownie wszystko. Sprawdziliśmy nasze umiejętności negocjacyjne i do hostelu wróciliśmy bogatsi o pamiątki. Nie udało nam się zrealizować naszych planów, nie zobaczyliśmy ani klasztorów na górze ani posągu Buddy. Nie mogliśmy już przedłużyć naszego pobytu, bo mieliśmy kupione bilety na samolot i z Chengdu ruszaliśmy do Hong Kongu. Czy warto wybrać się do Chengdu? Do samego miasta to może na jeden, dwa dni, kolejny warto poświęcić na wizytę w rezerwacie pandy. Ale Chengdu to właśnie dobre miejsce wypadowe, jeśli chcielibyście wybrać się do Emei Shan oraz Leshan. O, właśnie tego nie zobaczyliśmy… Planujecie podróż do Chin? Mamy dla Was wszystkie INFORMACJE PRAKTYCZNE, które ułatwią Wam przygotowanie do wyjazdu. Przeczytajcie również nasze poprzednie wpisy o PEKINIE. Z Chengdu przywieźliśmy również najśmieszniejsze anegdoty związane z brakiem znajomości języka chińskiego – polecamy nasze PODRÓŻNICZE OPOWIEŚCI Z CHIN.
Panda wielka, niedźwiedź bambusowy ( Ailuropoda melanoleuca) Żyjący w chińskich lasach gatunek Ailuropoda melanoleuca to słynna panda wielka. Jest to zwierzę wielu paradoksów, w dodatku będące symbolem ginącej przyrody. Były już na krawędzi wyginięcia, na szczęście teraz mają się coraz lepiej, chociaż długa jeszcze droga do
Chengdu jest stolicą prowincji Syczuan, która słynie z 3 rzeczy: trzęsienia ziemi z 2008 i 2017, ostrego jedzenia i rezerwatu Pandy Wielkiej. Podczas naszej wizyty nie zauważyłyśmy pozostałości po tych tragicznych zdarzeniach, natomiast jedzenie i Pandy były zauważalne wszędzie. Trzęsienie ziemi Trzęsienie osiągające 8 stopni w skali Richtera miało miejsce 12 maja 2008 roku. W tym czasie liczba ofiar sięgnęła ok. 70 tysięcy, a 400 tys. zostało rannych. W 2017 skala była znacznie mniejsza. Zginęło wówczas 25 osób. 8 lat temu USA, Australia, Kanada, Unia Europejska i wiele innych zadeklarowało pomoc Chinom w wyniku tych tragicznych zdarzeń. Pobyt w mieście Chengdu (成都) było trzecim przystankiem podczas naszej miesięcznej podróży. Pociągiem udałyśmy się z Leshan do wschodniej stacji w Chengdu. Podróż trwała naprawdę krótko, bo nie całą godzinkę. Jednak bilet kosztował 54 yuany. Po przyjeździe zameldowałyśmy sie w hostelu: Zhuangse Chengdu Youth Hostel. Na miejscu okazało się, że był to dość dobry wybór, ponieważ w pokojach było ciepło, a z prysznica leciała gorąca woda. Wadami tego miejsca były brak utrzymywanego porządku, mimo, że mieli wywieszoną kartkę o co półgodzinnym sprzątaniu, przejście do prysznica korytarzem z otwartymi okienkami, a dostępna gorąca woda do picia była tylko w recepcji. W dodatku personel nie mówił po angielsku. Wszystkie niedogodności rekompensowało położenie tego hostelu, ponieważ ulokowany jest on w centrum. Blisko znajduje się street food z ogromnym wyborem jedzenia. Jinli Street Nasze zwiedzanie rozpoczęłyśmy od Jinli Street. Urzekła nas nie tylko pięknem architektury, ale także atmosferą. Przepełnione było Chińczykami, którzy odpoczywali przy lokalnych budkach, w których można było zjeść uliczne jedzenie oraz osobami zainteresowanymi małymi straganami z ręcznie robionymi pamiątkami. Ulica Jinli w przeszłości była jednym z najbardziej ruchliwych obszarów handlowych w czasach panowania Królestwa Shu. Dlatego bywa nazywana „Pierwszą ulicą Królestwa Shu”. Wejście do tej części miasta jest zwieńczone imponującą bramą z wyrzeźbioną nazwą „Jinli Street”. Spacerując tą wąską uliczką napotkacie stragany z dziełami miejscowych artystów. Jednym z piękniejszych widoków były tradycyjne wycinanki z papieru, (równie piękne, a w dodatku 10 x tańsze można zakupić w pobocznych sklepikach), rzeźby z cukru, wyroby z jadeitu i jego imitacji. Pośrodku ulicy Jinli znajduje się drewniana scena, na której odgrywana jest klasycznych opera sichuańska. Oprócz nacieszenia wzroku można także nacieszyć swój żołądek. Działa tam prężnie street food, który jest równie godny polecenia. Park Ludowy Następnie udałyśmy się do Parku Ludowego, gdzie całe rodziny uczestniczyły w różnych aktywnościach. Wybór formy spędzania wolnego czasu był tak wielki, że w parku postawiono tablicę z licznikiem decybeli, aby dana grupa nie była zbyt głośno i nie przeszkadzała pozostałym. Na obszarze tego parku były osoby grające w badmintona, zośkę, szachy, mahjonga, Pan który uczył małe dzieci kaligrafii (wielkie pędzle maczał w wodzie i pisał znaki na betonie), kilka grup tanecznych, stateczki do pływania po stawie, herbaciarnie i wiele wiele innych atrakcji. To miejsce tętniło życiem, dzięki tym ludziom to był jednej z piękniejszych parków jakie widziałyśmy. Panda Research Base Biało-czarny miś to główna atrakcja tej prowincji. Aby przyjrzeć się bliżej jak żyją pandy udałyśmy się do Panda Research Base, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Najlepiej pojawić się z samego rana (ok. 8:00), ponieważ rano odbywa się karmienie pand. Wejście studenckie do obiektu kosztowało 29 yuanów, a potrzebny czas na zwiedzanie to ok. 3 h. Wszystko tam było świetnie przemyślane. Obiekt był bardzo nowoczesny, posiadał bardzo dużo informacji w języku angielskim. Zalecamy aby przed zwiedzaniem pobrać mapkę z rozpiską wszystkich miejsc lub zrobić zdjęcie przydrożnej tablicy, ponieważ na bilecie mapka jest mało czytelna. Zwierzęta mają super warunki do życia. W cenie biletu było również muzeum i film. Wystawy w muzeum pokazywały cały etap życia pandy, począwszy od budowy, aż po rozmnażanie. W stosunku do zoo w Kunmingu, widać było, że obiekt ten dba o warunki życia zwierząt. Warto też wspomnieć, że przez wiele lat w Chinach za zabicie Pandy lub handel jej futrem bądź mięsem można było otrzymać karę śmierci. Do niedawna w ośrodkach zajmujących się pandami istniała możliwość bezpośredniego karmienia młodych. Interes ten nie należał do najtańszych, ponieważ przyjemność ta kosztowała ok. 2000 yuanów (ok. 1000 zł). Jednak zrezygnowano z tej rozrywki do odwołania. Kuchnia W Sichuanie 四川 jadłyśmy przepyszne jedzenie! Jeżeli lubicie ostrą kuchnię to ta prowincja na pewno spełni wasze oczekiwania. Oprócz już wspomnianego street fooda, warto spróbować Kurczaka Gongbao 宫保鸡丁, a także Pikantną wieprzowinę 香辣肉丝. Po tym wszystkim nadszedł czas na najdłuższą podróż pociągiem na naszej trasie. Wbrew pozorom 32h w pociągu… a zresztą przeczytacie niebawem. [supsystic-tables id=9] GALERIA ZDJĘĆ Przeczytaj też: Cx6OM8.